WItamy w Laosie :)
Po kilkunastu dniach w północnym Isanie przyszedł czas na koontynuowanie podróży i nowy kraj.
Laos, przez wielu bardzo rekomendowany, podobno tani, świetny, mili ludzie i jeszcze inne historie.
Pierwsze wrażenie? Jeździ się po tej samej stronie co w Europie, cóż znów trzeba się przestawić, dalej drogi dużo gorsze niż w Tajlandii i Bieda z dużym "B". Bardzo mały ruch na drogach, co najwyżej dwukołowe traktorki wszędzie i ludzie pracujący w polach. Praktycznie żadnego przemysłu, pola, lasy, dżungle, krzaki - no po prostu zielono wszędzie.
No więc dolina Mekongu, dalej na południu budują ogromną tamę,
do której niestety nie dało się dojechać :(
Panorama. Laos jest bardzo górzystym krajem, więc jak się znajdzie tylko kawałek prostej, od razu jest ona wykorzystana przez rolników
Tradycyjne pole ryżowe
Czasem nie łatwo budować drogę.....
Oświecony :D
Pierwszym ważnym punktem było Luang Prabang, czyli miasto pokolonialne(francuzi tu byli), miało być świetne. Było ładne, ale każdy budynek stary zamieniony już na hotel, falang na falangu a ceny wyższe niż w Europie. Długo mi zeszło, zanim znalazłem odpowiadający hotel z ceną w miarę racjonalną.
Najładniejszy w tej okolicy był wodospad. A, że rano się wybrałem to turystów dużo jeszcze nie było.
Zielono, niebiesko, kolorowo :D
Hello. Sławomir.
Ktoś zapomniał....
A woda czysta, chłodna, z rybkami jedzącymi starą skórę
No to siup :D
Plum............
Stare budynki, stare samochody. Ładnie pasuje ;)
Świątyń dużo, dużo mniej niż w Tajlandii. Jednak ustrój(pomimo zapewnień, że wspomaga religię i nie przeszkadza się jej rozwijać) w mojej opini zdecydowanie ogranicza religijność społeczeństwa.
Jak się już jakaś trafi, to w gruncie rzeczy podobne to tajskich(tych starszych, bo w Laosie nowych nie widziałem), z ładnymi muralami.
Pokolonialne budynki.
Większość przerobiona na hotele, restauracje, sklepy ze wszystkim i niczym dla turystów, biura turystyczne itp
Francja elegancja.
Kolejna świątynia. Stare tu wszystko.
Boczna uliczka.
Część historyczna/turystczna jest okrążona rzeką, którą spływają statki z turystami z Tajlandii. Taki standard dla plecakowców w tym rejonie.
Nie wiele już budynków wykorzystywanych przez lokalsów.
Klasyczny obraz w Laosie, Toyota ściągnięta z USA przez bogatego właściciela hotelu czy też restauracji a dookoła normalność, czyli bieda(choć tutaj nie najgorzej).
Przed wejściem do świątyni stoją smoki. Dużo głów i już się boisz :)
Świątynia przed pałacem ostatniego króla
Pałac ostatniego króla, którego zdradził syn(był jednym z założycieli partii komunistycznej która przejęła władzę). W środku nie wolno robić zdjęć i nikt nie wie co się stało z rodziną królewską po abdykacji(zmarła w obozie w niewyjaśnionych okolicznościach i nikt nie wie gdzie są pochowani)
Luang Pabang, fajne western food, genialne kawiarnie z świeżymi wypiekami i kawą z ekspresu, nocne życie bardzo urozmaicone. Wszyscy idą wieczorem do Utopii, a jak zamykają o 23 to przemieszczają się do kręgielni. Przystosowane dla zachodnich turystów idealnie, choć z Laosem już nie wiele ma wspólnego. No fajne było przez 3 dni, ale więcej szkoda i Laosu ciężko tutaj szukać.