Tak proszę Państwa. Pomimo chowania się za owcami na drugim końcu świata, na odległych wyspach gdzieś tam, nawet nie wiadomo gdzie, zostałem odnaleziony oraz zaangażowany jako pokazywacz i wytłumaczacz otaczającej rzeczywistości.
A jaka jest tu rzeczywistość to widać - Łowce :D
No więc odebrałem na lotnisku, ale nie dałem szansy odpocząć i od razu w drugi samolot i lądujemy w Queenstown na południowej wyspie. Wynajety Mitsubishi Lancer(trzeba się upewnić, że będziemy szybko podróżować) i pierwszy hostel. Pierwszy dzień to mała przejażdżka dookoła jeziora Wakatipu i wiecej relaksu, bo w końcu trochę czasu zajmuje przestawienie się na tutejszy czas.
Śniadanie a'la kiwi Sławek, na wypasie, bekon, jajka smażone i masa warzyw......
Mamy tydzień na południu, więc będzie intensywnie, jak to bywa ze mną w okolicy. Pierwsza trasa to do Milford Sound, tym razem samochodem i jak się okazuje będzie to zupełnie inne miejsce niż to, które odwiedziłem kilka miesięcy temu.
No więc ładnie pozujemy do zdjęcia....
a Ty wujek, czemu nie pozujesz?!?!
Bo my ładnie pozujemy, nawet jak deszcz pada i jest całkiem chłodno.......
(ktoś może kojarzy to zdjęcie z moim moto kilka postów wcześniej, krajobraz się trochę zmienia)
Milford Sound w deszczu ożywa. Zmienia swoje oblicze, gołe skały, ledwo porośnięte jakimś mchem zamieniają się w jeden wielki wodospad. Woda leci z każdej strony i w sumie to nie wiadomo skąd się ona tam wzięła.
W deszczu też może być zabawa, więc wyjdź i po prostu rób coś niezależnie od pogody.
W krainie wodospadów..... Opis nie jest potrzebny.
- Sławek, a co dzisiaj robimy bo znowu pada.
- No cóż, ubrać się dobrze, zabrać zapasowe ciuchy i płyniemy łodzią :D
- serio?!
I znowu mokrzy........ a to dopiero początek :P
A gdzie to płyniemy? Wycieczka ciut mniej turystyczna, całodzienna w trudno dostępny sound - Doubtfull Sound. Sama nazwa daje do myślenia ;) Najpierw jeden stateczek przez jezioro Te Anau, potem przełęcz autobusem na drodze zbudowanej do transportu budulców na potrzeby tamy i potem sound innym statkiem.
Sztormy, deszcze, fale, wiatry wymieniaj co chcesz, tam było. Ale na zewnątrz i tak wujek wyciągnie
Doubtfull sound jest zupełnie inny od Milford, który zrobiłem wcześniej. Jest dużo bardziej zielony, "łagodniejszy" się wydaje, ale jednocześnie bardziej mistyczny i magiczny. Nie ma co porównywać, bo każdy jest niesamowity na swój sposób.
Tam gdzieś jest fiord w oddali. I wodospad też tam jest, więc dobrze trzeba się wpatrzeć albo wierzyć na słowo.
Jesteśmy w parku narodowym, w którym pada 300 dni w roku. Powietrze jest super czyste(pomijając spaliny ze starego autobusu). Czuć wilgoć w powietrzu, a nawet ją widać wszędzie dookoła.
A już następnego dnia okolice Cromwell, gdzie deszczu jest tak mało, że gdyby nie nawadniali pól to pustynia by powstała :P A my się delektujemy wspaniała Nowo Zelandzką kawą. Flat white - moja nowa miłość.
Lindis Pass późnym latem nawet był delikatnie zielony :P
Długa droga, praktycznie cały dzień w aucie, ale moi drodzy dla takich widoków warto.
Jezioro Pukaki i Mt Cook w oddali. Chyba nawet siostra jest zadowolona :)
Michał trochę mniej, zaszył się w samochodzie ze słuchawkami na uszach. Cóż poradzisz...
Krzak
Tak więc zostaliśmy na noc w Mount Cook(wioska nazywa się tak samo jak góra), dostaliśmy upgrade room, bo nasz nie był gotowy i z samego rana ruszyliśmy na wschód słońca. Ale się namęczyłem żeby ich zwlec z łóżek.......
Dopiero potem śniadanie i krótki trek w stronę lodowca. Chyba jest tu całkiem pięknie.
I można nawet trochę lodu prehistorycznego zjeść. Albo pić. No może zlizać?
Młody nawet znalazł małą Mt. Cook, co jest nie lada wyczynem przy samych wielkich głazach dookoła.
Jesteśmy w Wanaka i nawet do Toy Musuem ich wyciągnałęm, gdzie było dużo dużo samochodów i innych pojazdów oraz tony innych gratów. Ogromne i jak widać nie koniecznie się tutaj przejmują pogodą.
A co my będziemy jutro robić......
To może do zamszonego lasu pójdziemy?
I zobaczymy jak wygląda ocean na południu?
Niestety bez kąpania, bo prądy na zachodnim wybrzeżu są ciut za silne i prawdopodobnie była by to Twoja ostatnia kąpiel w życiu.
No, ale będąc na zachodnim wybrzeżu można zobaczyć zachód słońca. Mhmhmhm..... jak ja kocham zachodnie wybrzeża na świecie.....
Mamo, ja już nie idę w żadne góry i treki. Mamo weź coś powiedz temu wujkowi, bo już mi się naprawdę nie chce chodzić...... MAMO !!!!!!!
No ale doszliśmy :) Rob Roy Glacier zaliczony z zachodem słońca. Nawet Michałowi się podobało..... a może fakt, że teraz będziemy schodzić tylko w dół?
A droga w dół równie piękna, co w górę. Czasem nawet ta sama trasa, ale w innym kierunku nie jest złą opcją.
Ostatnia noc w Wanaka była dość krótka. Pakowanie, ogarnianie samochodu i ostatnia trasa do przejechania, czyli Crown Range. To nie jest to samo co na motocyklu, ale i tak robi wrażenie. Najlepsze rozpoczęcie dnia, a teraz czas na samolot i wracamy na północną wyspę.
Tak więc nasza trasa była możliwe najbardziej zróżnicowana i pokazująca moim zdaniem jedne z najpiękniejszych zakątków Nowej Zelandii, które są skupione w stosunkowo niewielkiej odległości.
Lądowaliśmy w Queestown, potem Glenorchy - Te Anau -Milford Sound - Doubtfull Sound - Cromwell - Mount Cook - Wanaka - Hasst - Wanaka - Queenstown. Może dużo jeżdzenia i można by troszkę więcej się chilloutować, ale mając tak mało czasu tutaj, uważam że należy sporo zobaczyć. Przynajmniej w pierwszym tygodniu ;P
No comments:
Post a Comment