Wednesday 4 June 2014

Phuket - uciekaj......

Co po Krabi? Miałbyć jakiś stop w drodze na północ. Planu nie było. Niestety stopu interesującego po drodze też nie znalazłem i tak oto dotarłem aż do Phuket. Mekka białych turystów, a teraz to już chyba rosjan/niemców/holendrów przede wszystkim. Znana wszystkim. Duża wyspa, która przeobraziła się w maszynkę do zadowalania grup wycieczkowych.

Dotarłem po poradach na południowo-zachodni kraniec gdzie miały być cichsze plaże. Niestety nie były znacząco, a przede wszystkim cały Phuket jest niesamowicie drogi. Przez ponad 2 godziny odwiedziłem kilkanaście guesthousów i ceny porażające(Krabi, pokój z wiatraczkiem i oknem za 180 BHT, na Phuket ceny od 500 do 1400 BHT). Zaczęło się robić ciemno i musiałem coś wybrać, udało się za 500 BHT duży pokój, z AC i lodówką. Pamiętam, że była pizza na kolację bo raz na jakiś czas trzeba się potraktować czymś europejsko podobnym. Przynajmniej ja chcę od czasu do czasu. Taka zmiana. Pizza nie była dobra niestety. Była droga za to. Jak wszystko na Phuket. Nawet Mango na rynku było 2x droższe niż normalnie i lokalni nie do pogadania.

Potrafi tam być ładnie.

Chmurki :)


Rozwój niestety poszedł zbyt daleko, bo tak wygląda większość zatok :(


Drogi, samochody, światła i hotele wyrastające dostłownie wszędzie. Na niedostępnych skarpach nawet je stawiają, żeby tylko było więcej i więcej i więcej.....


I luksusowe miasteczko, z własnymi autobusami, promoami, ochroniarzami dla nowobogackich.... BLE.....

Na Phuket spędziłem tylko jedną noc. Nie warto nawet na tą jedną tam jechać. Drogo, tłumy, reklamy, bilbordy, masa hoteli, co jeden to wyższy, większy i co tam jeszcze. Lokalni są zmęczeni turystami, taką opinię usłyszałem i się z nią zgadzam. Zło konieczne dla nich. Zero uśmiechu. Zero chęci współpracy.
Ja się tam kompletnie nie odnalazłem, więc nie polecam. Ale, każdy lubi co innego.

Z Phuket na północ troszkę i odbijam na wschód. Następny przystanek Phanang-nga. Małe miasteczko, mało turystów, ale jest parę ciekawych rzeczy dookoła do zobaczenia.

Takich ludków można spotkać często :)



Samo miasto nic specjalnego. Nawet dobrego nocnego marketu nie ma, ale za to trafiłem do świetnej małej restauracyjki na kolacje. Nie ma zdjęć miasta, bo nie było warto. Kilka dookoła za to już się nadało :)

Klasyczna Tajlandia. Wow, było przez pierwsze kilka świątyń. Później się już mówi, eeee znowu to samo. No jest piękna, ale styl w jakim są one budowane jest dokładnie taki sam wszędzie. Sami zobaczycie.


Front


To już wodospad koło Phanga-nga.


Ciemne czy jasne lepsze?


A tutaj się kąpałem. Wręcz spa naturalne bym powiedział. Masaż pleców a dodatkowo rybki wcinają stary naskórek na stopach, kostkach i np. kolanach :)


Błogość.....
Lokalni zaskoczeni, że ja taki biały.....

Czy jej sens opisywać kolejną świątynie? Chyba nie, więc same zdjęcia.

Kolejna świątynia


Nagrobki


Front


Kolejne grobowce, tylko po co te karteczki......


Kilka kolejnych szczegółów architektury świątyń.


A za nami góry :)


W całej okazałości


No comments:

Post a Comment