Monday 23 June 2014

Prachuap Khiri Khan

Następny przystankiem był Prachuap Khiri Khan. Próbowałem zostać na noc w Ao Manao, czyli plaży na terenie bazy lotniczej(przy wjeździe się trzeba rejestrować, wojsko wszędzie i takie tam). Tylko jeden duży hotel, bardzo drogi więc zrezygnowałem i zatrzymałem się w mieście graniczącym z bazą.
Mały hotel(tylko 3 pokoje), ale bardzo miła właścicielka. Żona niemieckiego emeryta, a takich w tym mieście całkiem sporo. Ciut większe miasto, ale nie bardzo turystyczne i ze świetnym jedzeniem(ale o tym później). Miła atmosfera i pierwszy raz tutaj miałem styczność z godziną policyjną, gdzie wojsko o 10:00 jeździło po mieście i prosiło o zamykanie restauracji. Nigdzie wcześniej się z tym nie spotkałem, ale wszystko w miłej atmosferze. Sama godzina policyjna jest trochę bez sensu, później zmienili ją że się będzie zaczynać o północy, aż w końcu znieśli. Prawda jest taka, że życie toczy się własnym tempem i ludzie po prostu nie są zainteresowani takimi sprawami. Po prostu nie czuję się tego, a największym przegranym tego całego zamieszania jest Tajlandia, bo media w europie pokazują to nienajlepiej a turyście najzwyczajniej nie przyjeżdżają.
No, ale wracając do miasta. Jest tutaj kilka świątyń, jedna małpia na wzgórzu góruje nad całym miastem i tam się też wybrałem(ponad 350 schodów do góry.....).

Przy tej górze po lewej stronie jest właśnie baza wojskowa, lotnisko, małe muzeum, hotel i kilka barów. Dziwne, ale mają imprezownie na terenie bazy lotniczej :) 


Tutaj szersza perspektywa zatoki

Małpia świątynia. Taaaak. Niestety małpy opanowały wzgórze, są ich całe hordy. Są wszędzie i załatwiają swoje potrzeby również wszędzie. Więc, idąc schodami na górę, przede wszystkim należy zwracać uwagę by czasem nie wdepnąć w małpią kupę(choć może to być ciekawe przeżycie, raczej nie dostępne w europie. Dla chętnych), oczywiście w związku z taką ilość odchodów małpich należy sobie wyobrazić, że magnoliami to tam nie pachnie. Pomimo, że jest się na szczycie, wiaterek przyjemny wieje, to zapach małpich kup skutecznie utrudnia cieszenie się chwilą.

Małpy zdecydowanie opanowały to miejsce i na stupie szarfy już praktycznie nie ma.


Ale nie tylko szarfy nie ma, ale również dachówki brakuje na dachu i wszystko co jest łatwe do zniszczenia zostało skutecznie zniszczone przez małpy. Mnichów tam brak, a ludzie tylko dokarmiają te "słodkie" stworzenia(3 panie na dole sprzedają kukurydzę i inne małpie przysmaki)


W wolnej chwili toaletka....


Dodatkowo należy dość mocno uważać na małpy bo kradną wszystko co się gdzieś zostawi, niszczą również wszystko i nie oddadzą. A jak się zacznie z nimi "bawić" to najprawdopodobniej skończy się to pogryzieniem, a całkiem możliwe, że mają wściekliznę i mamy bardzo miłe wakacje przed sobą.
Nie lubię małp, nie rozumiem zachwytu nad nimi, nie rozumiem dokarmiania nich. Myślę, że w naturalnym środowisku małpim inaczej bym na to patrzył(dobrze by było się wybrać do rezerwatu orangunatów na malezyjskim Borneo), ale w mieście to po prostu szkodnik, która sra gdzie popadnie i niszczy wszystko. Kropka. Nie przekonacie mnie, że małpa jest taka słodka......

Inna świątynia u podnóża małpiej...


Dalej się wybrałem na objazdówkę dookoła miasteczka i trafiłem na kilka interesujących świątyń.(taaak, znowu świątynie....)
Dalej uważam, że jest to budynek używany do kremacji zwłok. Ale jakie NIEBO!!


Całuski wysyłamy :*


I budda.....


I tak życie tutaj płynie... Gorąco, więc trzeba się chłodzić. Mądry pies. Apropo psów, jeżeli ich nie lubisz nie przyjeżdżaj do Tajlandii. Tutaj są ich tysiące wszędzie, bezpańskich. Zazwyczaj bardzo przyjaznych i uciekających przed ludźmi. Choć zdarzają się takie głupie i "atakujące" motocyklistów(nie rozpoznają człowieka w kasku motocyklowym).Generalnie nie ma z nimi problemu, ale czasem można się wystraszyć jak kilkanaście biega tu i tam.


Kolejna wersja świątyni. Tym razem drewniana i smoczo głowa.

To są ofiary, które się kupuje przy wejściu. Czasem ludzie zabierają to ze sobą, czasem zostawiają. Nie do końca wiem dlaczego. A w środku, wszystko to co normalnie się używa w domu.


Znowu niebo. Przepraszam, ale ono mi się tak tam podobało.


A to już plaża w Ao Manao, czyli bazie wojskowej. Kuter wylądował i raczej się już nie ruszy z tego terenu.


Niebieskie kwatery dookoła bazy. Tam mieszkają żołnierze.


Pomnik. Bardzo popularny. No nic, to tylko pomnik.


Druga strona zatoki w bazie.


Promenada w mieście. czasem trzeba się schować pod parasolem.


Wspominałem o jedzeniu, więc oto i ono :D Wszystko świeże i przygotowywane na naszych oczach na grillu, bądź jeżeli chcemy w inny sposób. Kilkanaście rodzai ryb, muszelek, krewetek, kalmarów i innych różności. MNIAM !!!


No więc ja poszedłem w krewetki i kalmara z grilla oczywiście.


I tak to wyglądało przygotowane, do tego mieszanka owoców i miseczka ryżu. Uwierzcie na słowo, że było wyśmienite :D (chyba nie trudno uwierzyć hihi)


Bardzo przyjemne małe miasteczko, bez tłumów turystów, gdzie można wiele rzeczy dostać, a wciąż życie nie biegnie tak szybko. Super jedzenie, tani nocleg i ciekawe miejsca dookoła. Podobało mi się tam :)

No comments:

Post a Comment