Po dość trudnej nocy, czytaj zasnąłem bardzo szybko i wręcz
zapowiadało się całkiem nieźle, doświadczeniem poprzedniej nocy przykryłem się
dodatkowo bluzą od razu na górę, a na dół położyłem spodnie, było w miarę ok,
ale ok. 1:30 obudziłem się cały zlany potem gdyż jak się okazało w moim
skrzydle pokoi wysiadł prąd. Sąsiad z pokoju poszedł po obsługę, która przez 20
minut przełączała wciąż te same bezpieczniki(szafka na wprost moich drzwi)
i tylko słyszałem „big problem, sir, we
are trying, one minute”. Po 45 minutach zrezgynowali i ponoć poszli gdzieś
dzwonić, w tym czasie zrezygnowany i przygotowany już na noc bez wiatraka,
rozłożyłem moskitiere, gdyż bez niej już słyszałem koło ucha głodnego komara,
więc głupio dostać jakieś choróbsko zaraz na początku. Tutaj zostałem
zaskoczony, bo jak tylko skończyłem rozkładać moskitiera i się pod nią kładłem
to prąd powrócił, więc spakowałem ją ponownie i do rana już wiatrak śmigał.
Niestety nie mogłem zasnąć po tym przebudzeniu i tak kimałem następne 2 – 3
godziny. Rano się obudziłem 10:30, pomimo budzika na 08:00, więc szybko zacząłem
się zbierać gdyż miałem umowione spotkanie na 12, a wcześniej miałem zmienić
lokum. 11:10 już byłem pod nowym hostelem Red Army, gdzie miałem nadzieje
złapać się na łóżko DORM ze śniadaniem, ale niestety wszystko już było zajęte,
więc wskoczyłem w taryfę i pojechałem do Kalati Hotel(opisany wcześniej) i
tutaj zanabyłem pokój. Niestety po tym jak wrzuciłem rzeczy do środka to
zobaczyłem kilkanaście małych karaluchów chodzących pod moim materacem, więc
spowrotem do szefa i zaraz było „no, problem, I spray, no bugs....” oczywiście
rękami jednego z jego pomocników, bo on jest tylko od wypełniania dużej księgi.
Zaraz przyleciał jeden z miksturą w butelce, małymi kolorowymi kostkami o
zapachu mocno chemicznym, zmiotką i szczotką. Wypryskał całą ramę łóżka, wyzabijał
chodzące bestie , pozamiatał podłogę i ją umył. Po 45 minutach wrzuciłem swoje
rzeczy ponownie i dobiłem ostatnie dwie sztuki na półce pod szklanką iswego
rodzaju pojemniczkiem(wieczorem jeszcze jednego dorwałem na ścianie). Wali w
pokoju strasznie, więc Pan żeby złagodzić zapach poleciał po odświeżacz – smak
leśne rośliny, przy okazji spryskał cały korytarz i gotowe. Cóż, po całodniowej
wycieczce, otwarcie pokoju a tu czysta chemia, więc pochowałem te śmierdzące
tabletki do kosza na śmieci(zamykanego), zostały tylko 2 przy nogach(choć zaraz
chyba kolejną tam wrzucę, bo wytrzymać się nie da) i siedzę przy otwartych
drzwiach na korytarz, żeby trochę świeżego powietrza wpuścić. Tutaj małe
zaskoczenie pozytywne, na korytarzu jest klima, która o dziwo chodzi ustawiona
na 22 stopnie, więc chłodniejsze powietrze się tutaj dostaję J.
Co do mojego dnia, spotkanie zostało odwołane, więc
postanowiłem go poświęcić na trochę internetu i poszukanie drogi ewakuacji z
Mumbaju. Mam trochę ograniczone pole, bo czekam na towarzysza podróży na jakiś
czas. Przylatuje mój przyjaciel Rafa z Copenhagi na 2 – 3 tygodnie i chce
zwiedzić południowe Indie, więc w tamtym kierunku się udam, aby na niego
zaczekać. Znalazłem kafejkę gdzie sufit był na wysokości moich barków, więc kilka
razy tam przywaliłem głową, ale co tam. Założyłem konto na Indian Railways i
zacząłem szukać czegoś w miarę blisko(aby szybko się zobaczyć po jego
przylocie), wybór padł na Goa. Różne opinie krążą o tym regionie który słynie z
imprezowego trybu życia, rosjan, alkoholu i prostytucji. Ja zdecydowałem się na
południowe Goa, gdzie ma być mniej turystów, białych twarzy i bardziej
naturalnie(choć to wciąż Goa). Zabookowałem bilety przez stronę NaikBus do
miasta Madgaon z dwóch powodów, pociąg nie do końca rozumiałem z której
stacji(a z tego co widziałem nie była to najbliższa do miejsca gdzie mieszkam)
a dodatkowo chciałem uniknąć przeprawy na początek w pociągu, więc autobusów
sypialny, nocny(bo wyjazd pod wieczór i przyjazd na miejsce z samego rana(daje
możliwość znalezienia noclegu itp), bez klimy, ale chyba powinno być ok. Koszt
600 RS. Wszystko fajnie, ale jak przyszło do płacenia, nie akceptowało mojej
karty. Miejsce zostało zarezerwowane, ale nie zapłacone. Więc plan był żeby
zadzwonić do nich po powrocie z hotelu, dogadać płatność przy wsiadaniu i tyle.
Mając wolne popołudnie udałem się, aby odszukać miejsce odjazdu autobusów
określone jako next to St. Xavier Collage and Cama Hospital. Poszedłem w dobrym
kierunku, pytając po drodze jakiegoś ochroniarza zrobiłem rundkę i trafiłem na
budkę gdzie sprzedawali takie bilety jakie chciałem, jakiś pośrednik. Więc z
moją rezerwacją podchodzę, pytam co i jak, Pan dzwoni, próbuje ale rezerwacja
nie jest dobra, nie działa. Więc kupiłem po prostu u niego bilet na 6.01,
zapłaciłem i już wiem co będzie następne. Tutaj miało miejsce dość nietypowe
zdarzenie, bo przechodził Pan w kamizelce i dwoma torbami aparatowymi i pyta
mnie czy może mi zrobić zdjęcie(zazwyczaj to biali pytają tutaj o to, nie
odwrotnie), więc bez wahania zostałem sfotografowany z każdej prawie strony,
jak kupuje bilet, płacę itp. Jak sie okazało Pan pracuje dla lokalnej, gazety
dla przedsiębiorców i może takich zdjęć potrzebować do artykółów(będę popularny
w Indiach ;D). Chwilę porozmawialiśmy i dostałem propozycję dołączenia do
niego,aby mi pokazał jak w Mumbaju ładuje się towary na ciężarówki(bo moja
ostatnia praca była z tym związana), no to siup. Po drodze, odwiedziliśmy jego
biuro, gdzie zostawił leki dla rodziny i ruszyliśmy w stronę dworca, tam dostałem
bilet tam i z powrotem. Wylądowaliśmy późnym popołudniem jedną stację od
głównej w dzielnicy Midjid(jakoś tak się piszę), gdzie pomimo że była sobota
prawię nie udało się przejść. Mająć przewodnika, który zawiadamiał kolejnych
sprzedających, bądź pracujących ludzi kim jestem i że będę robić im zdjęcia
miałem możliwość ich kilka zrobić w tej niesamowitej(wg. Przewodnika
prawdziwej) dzielnicy Mumbaju. Dodatkowo zostałem zaproszony na lokalne
przysmaki(3 różne, pierwsze to był tost z jakąś masą w środku, smażony w
całości na głębokim tłuszczu, polany zielonym(ostrym) sosem i posypany czymś co
przypominało cienki, wyschnięty makaron, potem małe kuleczki z zielonym i
czerwonym sosema na koniec mumbai granade, czyli duże kulki z masą w środku,
przekrojone na 4 części i polane znowu tymi sosami i posypane „makaronem”. Nie
było to bardzo ostre, ale to byla wersja dla mnie J Na koniec mała herbatka z
mlekiem i kardamonem, bardzo za nią już przepadam. Za wszystko płacił mój
spotkany „friend”, jak prosił aby go nazywać, dalsze chodzenie po dzielnicy i
małe historie o mumbaju, podziele Indii, konflikcie z Pakistanem, życiu
codziennym. Po tym 3 – 4 godzinnym spacerze, powróciliśmy do centrum, znów
pociągiem(miałem przed smak tego co się tam wyprawia, dzisiaj sobota więc nie
ma ruchu, wciąż nie rozumiem po co ludzie na siłe się wciskają do jeszcze
jadącego, pełnego pociągu, zanim ktokolwiek wysiądzie.....), tutaj kolejna
herbatka, dwóch spotkanych jego kolegów (artysta i bogaty biznesmen) i
pożegnanie. Totalnie nie spodziewane spotkanie, pierwszy raz ktoś nie chciał na
mnie zarobić, tylko pokazać coś o swoim kraju(oczywiście ma moje zdjęcia do
wykorzystanie, bo jak to określił „you made my day!!”), dodatkowo jak mu powiem
jakie będą późniejsze plany, to mailowo pomoże mi wskazując konkretne miejsca
do których powinienem pojechać itp. Friend miał na imię Polash(całkiem blisko
Polska, nieprawda?) i jest pierwszym tak pozytywnym znakiem w mej podróży, bo
szczerze mówiąc wczoraj miałem dużo wątpliwości co do piękna Indii. Oby takich
spotkań więcej, bo nie ma chyba piękniejszej rzeczy niż taki nieznajomy z
pomocną dłonią. Dziękuję Polash !!!
Dzisiaj był pierwszy dzień diety tylko indyjskiej,
bezmięsnej choć trochę tłustej na koniec dnia. Wystarczyły mi dwa posiłki w
ciągu dnia i jestem najedzony(upał robi swoje), staram się pić dużo wody, którą
póki co robię sobie z tabletek oczyszczających i Pluszzza(chcę trochę odciążyć
plecak, więc trzeba się pozbyć tegoJ
). Uwagi po dwóch dniach to największy problem, mam za dużo lekarstw(tak, wiem
jestem jeszcze zdrowy ale one takie ciężkie), za dużo odzieży w góry, którą
teraz tylko noszę w dużym plecaku i błędem było nie nauczenie się jakiś
podstawowych zwrotów w hindii, bo mogły by się tutaj przydać.
Plan na jutro, mam nadzieję że w końcu dojdzie do
spotkania z dziewczynami Mumbajkami i przekażę im utęsknione ogórki
kiszone(ciekaw jestem jak przetrwaly ten upał tutaj), wino i musztardę.
Dodatkowo u nich chcę zostawić duży plecak na czas podróży na południe, albo
chociaż część rzeczy których na pewno nie będę używać na ciepłym południu, a
później i tak na pewno będę wracać z Rafą na lotnisko, więc będzie sposobność
na ich odebranie.
No comments:
Post a Comment