Saturday, 4 January 2014

Mumbaj - pozytywniej

Po dość trudnej nocy, czytaj zasnąłem bardzo szybko i wręcz zapowiadało się całkiem nieźle, doświadczeniem poprzedniej nocy przykryłem się dodatkowo bluzą od razu na górę, a na dół położyłem spodnie, było w miarę ok, ale ok. 1:30 obudziłem się cały zlany potem gdyż jak się okazało w moim skrzydle pokoi wysiadł prąd. Sąsiad z pokoju poszedł po obsługę, która przez 20 minut przełączała wciąż te same bezpieczniki(szafka na wprost moich drzwi) i  tylko słyszałem „big problem, sir, we are trying, one minute”. Po 45 minutach zrezgynowali i ponoć poszli gdzieś dzwonić, w tym czasie zrezygnowany i przygotowany już na noc bez wiatraka, rozłożyłem moskitiere, gdyż bez niej już słyszałem koło ucha głodnego komara, więc głupio dostać jakieś choróbsko zaraz na początku. Tutaj zostałem zaskoczony, bo jak tylko skończyłem rozkładać moskitiera i się pod nią kładłem to prąd powrócił, więc spakowałem ją ponownie i do rana już wiatrak śmigał. Niestety nie mogłem zasnąć po tym przebudzeniu i tak kimałem następne 2 – 3 godziny. Rano się obudziłem 10:30, pomimo budzika na 08:00, więc szybko zacząłem się zbierać gdyż miałem umowione spotkanie na 12, a wcześniej miałem zmienić lokum. 11:10 już byłem pod nowym hostelem Red Army, gdzie miałem nadzieje złapać się na łóżko DORM ze śniadaniem, ale niestety wszystko już było zajęte, więc wskoczyłem w taryfę i pojechałem do Kalati Hotel(opisany wcześniej) i tutaj zanabyłem pokój. Niestety po tym jak wrzuciłem rzeczy do środka to zobaczyłem kilkanaście małych karaluchów chodzących pod moim materacem, więc spowrotem do szefa i zaraz było „no, problem, I spray, no bugs....” oczywiście rękami jednego z jego pomocników, bo on jest tylko od wypełniania dużej księgi. Zaraz przyleciał jeden z miksturą w butelce, małymi kolorowymi kostkami o zapachu mocno chemicznym, zmiotką i szczotką. Wypryskał całą ramę łóżka, wyzabijał chodzące bestie , pozamiatał podłogę i ją umył. Po 45 minutach wrzuciłem swoje rzeczy ponownie i dobiłem ostatnie dwie sztuki na półce pod szklanką iswego rodzaju pojemniczkiem(wieczorem jeszcze jednego dorwałem na ścianie). Wali w pokoju strasznie, więc Pan żeby złagodzić zapach poleciał po odświeżacz – smak leśne rośliny, przy okazji spryskał cały korytarz i gotowe. Cóż, po całodniowej wycieczce, otwarcie pokoju a tu czysta chemia, więc pochowałem te śmierdzące tabletki do kosza na śmieci(zamykanego), zostały tylko 2 przy nogach(choć zaraz chyba kolejną tam wrzucę, bo wytrzymać się nie da) i siedzę przy otwartych drzwiach na korytarz, żeby trochę świeżego powietrza wpuścić. Tutaj małe zaskoczenie pozytywne, na korytarzu jest klima, która o dziwo chodzi ustawiona na 22 stopnie, więc chłodniejsze powietrze się tutaj dostaję J.
Co do mojego dnia, spotkanie zostało odwołane, więc postanowiłem go poświęcić na trochę internetu i poszukanie drogi ewakuacji z Mumbaju. Mam trochę ograniczone pole, bo czekam na towarzysza podróży na jakiś czas. Przylatuje mój przyjaciel Rafa z Copenhagi na 2 – 3 tygodnie i chce zwiedzić południowe Indie, więc w tamtym kierunku się udam, aby na niego zaczekać. Znalazłem kafejkę gdzie sufit był na wysokości moich barków, więc kilka razy tam przywaliłem głową, ale co tam. Założyłem konto na Indian Railways i zacząłem szukać czegoś w miarę blisko(aby szybko się zobaczyć po jego przylocie), wybór padł na Goa. Różne opinie krążą o tym regionie który słynie z imprezowego trybu życia, rosjan, alkoholu i prostytucji. Ja zdecydowałem się na południowe Goa, gdzie ma być mniej turystów, białych twarzy i bardziej naturalnie(choć to wciąż Goa). Zabookowałem bilety przez stronę NaikBus do miasta Madgaon z dwóch powodów, pociąg nie do końca rozumiałem z której stacji(a z tego co widziałem nie była to najbliższa do miejsca gdzie mieszkam) a dodatkowo chciałem uniknąć przeprawy na początek w pociągu, więc autobusów sypialny, nocny(bo wyjazd pod wieczór i przyjazd na miejsce z samego rana(daje możliwość znalezienia noclegu itp), bez klimy, ale chyba powinno być ok. Koszt 600 RS. Wszystko fajnie, ale jak przyszło do płacenia, nie akceptowało mojej karty. Miejsce zostało zarezerwowane, ale nie zapłacone. Więc plan był żeby zadzwonić do nich po powrocie z hotelu, dogadać płatność przy wsiadaniu i tyle. Mając wolne popołudnie udałem się, aby odszukać miejsce odjazdu autobusów określone jako next to St. Xavier Collage and Cama Hospital. Poszedłem w dobrym kierunku, pytając po drodze jakiegoś ochroniarza zrobiłem rundkę i trafiłem na budkę gdzie sprzedawali takie bilety jakie chciałem, jakiś pośrednik. Więc z moją rezerwacją podchodzę, pytam co i jak, Pan dzwoni, próbuje ale rezerwacja nie jest dobra, nie działa. Więc kupiłem po prostu u niego bilet na 6.01, zapłaciłem i już wiem co będzie następne. Tutaj miało miejsce dość nietypowe zdarzenie, bo przechodził Pan w kamizelce i dwoma torbami aparatowymi i pyta mnie czy może mi zrobić zdjęcie(zazwyczaj to biali pytają tutaj o to, nie odwrotnie), więc bez wahania zostałem sfotografowany z każdej prawie strony, jak kupuje bilet, płacę itp. Jak sie okazało Pan pracuje dla lokalnej, gazety dla przedsiębiorców i może takich zdjęć potrzebować do artykółów(będę popularny w Indiach ;D). Chwilę porozmawialiśmy i dostałem propozycję dołączenia do niego,aby mi pokazał jak w Mumbaju ładuje się towary na ciężarówki(bo moja ostatnia praca była z tym związana), no to siup. Po drodze, odwiedziliśmy jego biuro, gdzie zostawił leki dla rodziny i ruszyliśmy w stronę dworca, tam dostałem bilet tam i z powrotem. Wylądowaliśmy późnym popołudniem jedną stację od głównej w dzielnicy Midjid(jakoś tak się piszę), gdzie pomimo że była sobota prawię nie udało się przejść. Mająć przewodnika, który zawiadamiał kolejnych sprzedających, bądź pracujących ludzi kim jestem i że będę robić im zdjęcia miałem możliwość ich kilka zrobić w tej niesamowitej(wg. Przewodnika prawdziwej) dzielnicy Mumbaju. Dodatkowo zostałem zaproszony na lokalne przysmaki(3 różne, pierwsze to był tost z jakąś masą w środku, smażony w całości na głębokim tłuszczu, polany zielonym(ostrym) sosem i posypany czymś co przypominało cienki, wyschnięty makaron, potem małe kuleczki z zielonym i czerwonym sosema na koniec mumbai granade, czyli duże kulki z masą w środku, przekrojone na 4 części i polane znowu tymi sosami i posypane „makaronem”. Nie było to bardzo ostre, ale to byla wersja dla mnie J Na koniec mała herbatka z mlekiem i kardamonem, bardzo za nią już przepadam. Za wszystko płacił mój spotkany „friend”, jak prosił aby go nazywać, dalsze chodzenie po dzielnicy i małe historie o mumbaju, podziele Indii, konflikcie z Pakistanem, życiu codziennym. Po tym 3 – 4 godzinnym spacerze, powróciliśmy do centrum, znów pociągiem(miałem przed smak tego co się tam wyprawia, dzisiaj sobota więc nie ma ruchu, wciąż nie rozumiem po co ludzie na siłe się wciskają do jeszcze jadącego, pełnego pociągu, zanim ktokolwiek wysiądzie.....), tutaj kolejna herbatka, dwóch spotkanych jego kolegów (artysta i bogaty biznesmen) i pożegnanie. Totalnie nie spodziewane spotkanie, pierwszy raz ktoś nie chciał na mnie zarobić, tylko pokazać coś o swoim kraju(oczywiście ma moje zdjęcia do wykorzystanie, bo jak to określił „you made my day!!”), dodatkowo jak mu powiem jakie będą późniejsze plany, to mailowo pomoże mi wskazując konkretne miejsca do których powinienem pojechać itp. Friend miał na imię Polash(całkiem blisko Polska, nieprawda?) i jest pierwszym tak pozytywnym znakiem w mej podróży, bo szczerze mówiąc wczoraj miałem dużo wątpliwości co do piękna Indii. Oby takich spotkań więcej, bo nie ma chyba piękniejszej rzeczy niż taki nieznajomy z pomocną dłonią. Dziękuję Polash !!!
Dzisiaj był pierwszy dzień diety tylko indyjskiej, bezmięsnej choć trochę tłustej na koniec dnia. Wystarczyły mi dwa posiłki w ciągu dnia i jestem najedzony(upał robi swoje), staram się pić dużo wody, którą póki co robię sobie z tabletek oczyszczających i Pluszzza(chcę trochę odciążyć plecak, więc trzeba się pozbyć tegoJ ). Uwagi po dwóch dniach to największy problem, mam za dużo lekarstw(tak, wiem jestem jeszcze zdrowy ale one takie ciężkie), za dużo odzieży w góry, którą teraz tylko noszę w dużym plecaku i błędem było nie nauczenie się jakiś podstawowych zwrotów w hindii, bo mogły by się tutaj przydać.
Plan na jutro, mam nadzieję że w końcu dojdzie do spotkania z dziewczynami Mumbajkami i przekażę im utęsknione ogórki kiszone(ciekaw jestem jak przetrwaly ten upał tutaj), wino i musztardę. Dodatkowo u nich chcę zostawić duży plecak na czas podróży na południe, albo chociaż część rzeczy których na pewno nie będę używać na ciepłym południu, a później i tak na pewno będę wracać z Rafą na lotnisko, więc będzie sposobność na ich odebranie.

No comments:

Post a Comment