Thursday 23 January 2014

Swiatynie Trichy


Wiec w Trichy popoludniu poszukalismy jakiegos noclegu(jeszcze 19.01), hoteli w okol dworca autobusowego dziesiatki, ale ceny i warunki wszedzie bardzo kiepskie. Po zwiedzeniu kilkunastu wybralismy jeden, ciut dalej od stacji(troche ciszej). Dostalismy pokoj na 4 pietrze, bez windy 1045 RS za nocleg, prysznic nie dziala, posciel nie byla wymieniona, masa komarow, no ale coz moskitiery sie rozlozy, odomosem posmaruje i do spania. Wiec jakos sie wykapalismy(bylo to potrzebne), szybka kolacja(wciaz jemy tylko veg), troszke internetu i troszke Old Munka na poprawe humoru i do spania. Plan na poniedzialek byl rano wstac, zlapac jakis autobus dalej, zobaczyc 3 swiatynie i wieczorem ruszyc dalej.
Wiec w poniedzialek rano, szybkie sniadanie na ulicy, bez problemu dostalismy miejscowki na autobus nocny w ten sam dzien do Ooty na 22:15 wiec idealna godzina na rozpoczecie kolejnego 8 godzinnego przelotu. Dalej lokalnymi autobusami do pierwszej swiatyni, The Fort Rock Temple, w samym centrum miasta na skale duzo powyzej wszystkiego co bylo dookola. Buciki oczywiscie zostawiamy w szatni za 10 RS i dluga wycieczka na szczyt na bosaka po kamiennych schodach. W sumie ta swiatynia byla bardzo rozciagnieta i oltarze byly po drodze po rozkladane, nie tak jak w innych pod jednym dachem. Nie bylo duzo ludzi, a na samym szczycie odprawiali kaplani jakies modly dla ludzi, swiecili jedzenie, rozbijali kokosy i stroili oltaze bozkow w kwiatki, przy okazji inkasujac spore napiwki od przybywajacych. Ladne widoki z gory na pewno, przy okazji male zakupy zrobilismy na markecie(podobno najwieksze sklepy z tekstyliami w Indiach maja po 3 pietra i wszystko materialowe tam sprzedaja). Przy naszych zakupach bylo 3 sprzedawcow( na 2 kupujacych), pozniej inny Pan od rozliczania przygotowanych rachunkow i wydawania reszty, kolejny pan od pakowania i wbijania pieczatki ze towar wydano. Kazdy ma swoje zadanie, nie robi nic po za to co ma dokladnie wyznaczone.
Pozniej pojechalismy dalej lokalnym autobusem do swiatyni .......... . Troche z boku klasycznej turystycznej trasy, zdecydowanie mniej ludzi, dosc duzy kompleks a za pierwszymi murami miasto sie wkradlo i ludzie tam mieszkaja, sprzedaja itp. Do samej swiatyni znowu bez butow, za aparat trzeba placic ale go schowalismy przy przechodzeniu, wiec oplata ominieta. W samej swiatynie duzo przestrzeni, zapachow kadzidelek i ludzi spiacych po roznych katach. Dostalem od jednego biednego kropke na czolo, pozniej darmowy ryz spakowany w gazetki od innych(chyba za ta kropke), wkradlismy sie za jeden z oltarzy po mimo znakow HINDUS ONLY(moze znowu ta kropka pomogla na czole?:)) Potem nas wygonili bo zamykali swiatynie, wiec przed swiatynia wypilem kawe(pomimo ze Tami Land, ten stan w ktorym teraz jestesmy slynie z produkcji herbaty, to wszyscy i tak pija lokalnie  kawe), nastepny autobus i ostatnia swiatynia. Podobno najwyzsza w Indiach i jedna z najwiekszych powierzchniowo. Pierwszy bramy, to jeszcze miasto i normalny ruch z motocyklami i rikszami po drodze, dalej juz bramki i co chwile napisy hindu only, wiec trzeba bylo omijac, ale co by nie mowic to wciaz niesamowite wrazenie. Dbalosc o szczegoly, ilosc kamienia w ktorej wszystko ktos kiedys wyrzezbil to wszystko, pomieszany z calkiem spora hindusow z roznymi barwami na twarzach, przy roznych oltarzykach, z kadzidelkami, swieczkami, kwiatkami. Udalo sie nam tutaj wejsc na dach i spedzilismy tam troche czasu ogladajac wszystko z gory, zupelnie sami. Polecam ogladanie z dachu takich wlasnie miejsc. Nie potrafie chyba najlepiej przekazac tego co sie tam dzieje i jak to wyglada, zdjecia czy filmy rowniez tego nie oddadza. To trzeba zobaczyc samemu. Dalej kolejny miejski autobus pod hotel(oczywiscie jedyni biali w autobusie, wiec wszystkie ciemne twarze zwrocone w nasza strone), drzemka, kapiel, pakowanie, plecaki zostaly na recepcji, my na kolacje, internet(za 10 RS godzina, choc bez mozliwosci Skype) i autobus. Podrozowalismy znowu Ultra Delux Seeter, czyli po dwa siedzenia rozkladane na kazda strone autobusu. Autobus marki Irizar(o dziwo) w wieku blizej nie znanym, ale ilosc warst farby sugureje ze moze miec ze 30 lat bez problemu. Miejsca mielismy zarezerwowane, wiec bez stresu sie usadowilismy i w droge. Nocka w sumie cala przespana z malymi przerwami na dodawanie dodatkowych warstw ubran(w Ooty temperatura w nocy spada w okolice zera, a my nie mamy zadnych cieplych ciuchow/badz pelnych butow).
Podsumowujac Trichy, fajne swiatynie, nic po za tym. Jedzenie super tanie w knajpach i o dziwo szybko podaja(wieksze miasto). Duzo glosniejsze klaksony niz w Kochi czy na Goa, ludzie ciemniejsi z koloru skory, hotele w kiepskich standardach oraz dosc drogie. Jeden dzien spokojnie wystarczy na to miasto i mozna zwijac manatki dalej. Na ulicach sprzedaja tony cebuli, jakies zaglebie cebulowe i jak dostalismy rano omleta to byla cebula z jajkiem......

Rafa wciaz nie moze sie dogadac z kelnerami w kwestii ostrosci potraw i mam kupe smiechu patrzac jak sie biedak meczy za kazdym razem przy zamawianiu, a pozniej dostaje i tak ostre i jakos probuje to zjesc. Ostatnio zamowil pierwsze danie fried rice with mushrooms no spices, dostal, super mu smakowala, mala w sumie porcja, wiec zamowil druga majac nadzieje ze beda pamietac jak trzeba przygotowac. Niestety dokladka okazala sie juz normalnie doprawiona i czar prysl :D Ciezko ma z tym jedzeniem :P

No comments:

Post a Comment