Dzień był zaplanowany,
rano wstałem, spakowałem wszystko i o 9 wyszedłem z mieszkania, aby na pierwszą
łódkę załapać się o 9:30 do Elephanta Island. Wszystko poszło ok, poszedłem od
razu za brame Indii i zakupiłem bilet za
150 RS, niestety bez zwiedzania jakiń i tam posągów, bo w poniedziałki zawsze
zamknięte. No cóż, bywa J Sam rejs bardzo
przyjemny, trochę ciszej i z dala od zgiełku i zaczepiających ludzi, choć na
pokładzie wzbudzałem małe zainteresowanie., Jak się oddaliliśmy od portu
dopiero można zobaczyć prawdziwy smog. Szara, ciemna, gęsta mgła spowija całe
miasta jeszcze ładnych parę metrów ponad najwyższe wieżowce i jak się oddali
trochę od niego, to zaczyna wręcz być słabo przez to widoczne. Po odpłynieciu
miałem wrażenie że będzie troche naturalnie, ale hindusi mają swoją wizję tego,
więc wysepki są przerobione na rafinerie albo przepompownie ropy i gazu, więc
masa budynków, kominów, statków itp. Dodatkowo hindusi na statku bardzo lubią
sobie w takich sceneriach robić sobie zdjęcia, więc korzystali z ich jak
najbardziej. Ciekawe jest to również, że z samego Elephatne Island miejsca
widokowe są ustawione(czytaj wycieli krzaki i drzewa) na właśnie te przemosłowe
wyspeki........ bez komentarza.
Sama wyspa, ze względu
na poniedziałek bardzo cicha, mało ruchu i ludzi. Parę tylko pytań o privat
tour around Elephanta, special price 650 RS, więc szybko się ulotniłem i samemu
wyszedłem na wzgórze, gdzie były dwa stare działa, kilka psów, małp, śmieci,
schody pełne straganów z pierdółkami i pamiątkami. No nie zachwycająca ta
wyspeka, ale sam rejs jak najbardziej. Można się trochę oderwać i zobaczyć
Mumbaj z odległości. Dobry pomysł był zarzucany przez Joanne.
Potem powrót i rozmowa
najpierw z inżynierem z owych rafinerii, którego ojciec odwiedzał, z
ciekawszych nigdy nie podróżował poza Mumbai, Delhi i jakieś małe miasto obok
Delhi, z którego pochodził, bo jak twierdził nie ma szczęścia w życiu. Nie był
na pewno najbiedniejszy, ale nie miał potrzeby podróżowania poza to co mu
„zapisane”. Następnie rozmowa z młodą prawniczką z Delhi, wręcz nazwał bym to
monologiem, bo rzadko kiedy miałem możliwość zaprezentowania swojej opinii i
niestety zazwyczaj owa nie pokrywała się z jej. Szeroka wiedza i poglądy(znała
np. Stolice Polski), dobre wychowanie, widać od razu różnicę. Ciekawa rozmowa
na temat biedniejszych krajów, różnic pomiędzy Europą a Azją, podejściem do
życia. Wybiera się właśnie w pierwszą podróż po za Indie, do Australi i połowę
jej oszczędności na wyjazd wyda na bilet. Po przybiciu do brzegu szybko do
hotelu, krótka rozmowa gdzie dostać jakieś suszone owoce na podróż, obiad w
lokalnej jadłodajni na przeciwko hotelu Kalati(w sumie na koniec muszę polecić
ten hotel prowadzony przez 3 bracii, a założony przez ich ojca). Za małe
karaluchy zabrali się od razu i już więcej się nie pokazały. Pokoje choć małe,
to jeżeli chcemy coś taniego w Mumbaju, to wydaje się to rozsądne rozwiązanie.
Na koniec szybki prysznic i spokojnym krokiem pojawiłem się na stanowisku
zamawiania biletów koło Hospital Cama o 16:00. Przez następne dwie godziny
rozmawiałem z gościem sprzedającym bilety. Jego historia, to praca przez 14 lat
w Kalkucie, w hotelu Taj .... (najdroższy) gdzie obslugiwał największe
gwiazdy(światowe i lokalne) i dramat rodzinny, bo dzieci mu zaczęły dorastać(a
one mieszkały z żoną w Mumbaju). Więc zdecydował się wrócić(nie chcieli go
przenieść przez 2 lata do innego hotelu) i kuzyn zaproponował mu pracę w tej
budce. Jest szczęśliwy, bo dzięki jego powrotowi rodzina jest silniejsza,
rodzice zdrowsi bo wiedzą że syn ich zawsze wesprze, żona może robić więcej, bo
wie że mąż jej pomoże, dzieci to samo. Wszyscy są silniejsi i razem mogą
„prawie wszystko”. Zarabia 10 000 RS na miesiąc(średnia krajowa według niego
to 5 500 – 6000 RS/miesiąc) i po wszystkich wydatkach zostaje mu ok. 2000
RS z miesiąca. Wszystko było by super, gdyby na koniec nie
dodał „if you are here again, remember to buy tickets with me...” Ładna
rozmowa, bezinteresowna, ale w momencie pożegnania czar prysł, może ten naród
po prostu już tak ma….
Autobus, miał być
Volvo Multi Axle non AC sleeper, była rodzima Tata z przyspawanym na ukos
znaczkiem przypominającym Volvo, nawet nie taka stara z zewnątrz, a silnik
chodził w miarę równo. Wsiadałem na 2 stacji i już miał opóźnienie 45 minut,
dobry początek J Dalej przez Mumbaj
jeszcze kilka miejsc zbieraliśmy i w sumie ze 2 godziny jak wsiadłem z niego
wyjeżdżaliśmy. W środku skajowe obicia kusztek, jedna po lewej stronie dwie po
prawej. Te po prawej zamykane na drzwiczki, natomiast po lewej tylko zasłonki.
Siedziałem w miarę na środku autobusu, ale i tak na tutejszych drogach sowicie
podskakiwałem, czasem nawet tyłek mi się odrywał od ziemi. Tutaj muszę znaleźć
pierwsze podobieństwo między Indiami a Polską, drogi są w wiecznym remoncie. To
czym jechaliśmy chyba ma być z założenia autostradą, tylko założenia. Non stop
mijanki, zwężenia, przejazdy z jednej strony na drugą śmiesznymi łącznikami.
Oczywiście drogi betonowe, czasem lepiej, czasem gorzej połączone. Generalnie
standard bym porówanał do najgorszych kawałków gierkówki z jeszcze większymi
dziurami w połączeniu ze starymi śląskami betonkami, z tą różnicą że tutaj
łączenia płyt nie są w ogóle równomierne(odległości pomiędzy nimi). Zasnąłem
najpierw na 20 minut koło 20:00 i dalej dopiero gdzieś po północy, kilkanaście
razy budząc się po drodze.Była przerwa na kolacje w okolicznej restauracji,
gdzie prosiłem o dry chicken with rice, a dostałem chicken with rice + dry
chicken, no cóż przynajmniej się pożądnie najadłem na drogę, choć ciut drożej
niz w Mumbaju. Dużo z drogi nie było widać bo to była noc, ale wszędzie
świetlówki(te podłóżne) pozawieszane, świecące w różnych kierunkach, masa
ciężarówek różnych rozmiarów i bieda, ale to jest wszędzie w Indiach, więc
trzeba się po prostu przyzwyczaić. Mój autobus posiadał za to jedną przewagę
nad wszystkimi innymi użytkownikami drogi, mianowicie kierowcę. Nie było
pojazdu, czy miejsca gdzie by nie wyprzedzał. Na lewych czy prawych ślepych
zakrętach, mijankach, przewężeniach, mostkach, etc. Nawet chwilowa
awaria(poluzowanie się linku gazu, a czegóż by innego) nie zatrzymała go na
dłużej, teraz należało nawet więcej czasu nadrobić, więc tak też się działo.
Może lepiej że spałem w nocy. Trochę poobijany przyjachałem do Margaon o 8 rano
i wsiadłem do lokalnego autobusu za 35RS do Palolem, nie spodziewałem się że te
kilka km zajmię kolejne 2 godziny, ale autobus jechał najpierw do innych
miejscowości, później to był jego ostatni przystanek, zatrzymywał się na każde
rządanie wsiadania i wysiadania(nawet w szczerych polach) a na koniec nawet
dostarczył do delikwenta zapomnianą wcześniej koszulę pod dom. Na konću dopiero
zawitał do Palolem. Tutaj już powolne poszukiwania lokum, chciałem mieć Wi-Fi
żeby mieć dostęp do internetu, ale jednak zdecydowałem się na domek przy plaży.
Szum morza i jego bliskość w odległości 27 kroków jednak wzięła górę. Zbite z
płyt, przykryte folią, w łazience się przelewa po prostu na piasek pod domkiem,
ale co tam. Bliskość palm, szumu morza, tego widoczku rekompensuje wszystko, a
internet gdzieś się tam kiedyś znajdzie. W takim miejscu jeszcze nie byłem,
nawet hindusom udziela się tutejsza atmosfera i są jacyś tacy spokojniejsi,
tacy wolniejsi.......... idealne miejsce na odpoczynek. Ceny troszkę wyższe niż
w Mumbaju(jedzenie), natomiast za cały domek z łożem małżeńskim zapierwszą noc
płacę 700 RS, ale mieszkam w 13, więc cena nie ma już znacenia. POZDROWIENIA
DLA WIŚNICKIEJ JJ Ciekaw jestem czy tam
też takie widok macie jakie ja mam siedząc w hamaku na prowizorycznej
werandzie?? :D Tutaj też przyjechali Kasią z Michałem z którymi dzieliłem
taksówkę w Mumbaju(nie planowaliśmy tego, czysty przypadek że się spotykamy),
więc chodzimy razem na spacery, obiadki, kolację etc. Miło sobie pogadać, a że
oni doświadczenie(więcej niż pół Azji zjeździli) mają, to ja więcej słucham, niż mówię. Cóż, czas zrobić
zdjęcie zachodowi słońca, kolacyjka, piwko na plaży(a co?!?!) i na spokojnie
wieczorkiem, przy szumie fal i śpiewe ptaków pójść spać J
Bajecznie.........
PS zdjecia troche z Goa, troche jeszcze z Mumbaju ale cos do ogladniecia :)
Napiszcie jak sie u Was wyswietlaja zdjecia, bo na moim malym laptopie niektore sa bardzo male i sie powiekszaja, a inne sa na cala strone i laduja sie strasznie dlugo. Jak jest cos nie tak, to moze uda mi sie to troche usprawnic.
ReplyDeleteTak jest super, małe są, ale wszystko widać, no i wystarczy kliknąć i masz całą galerię. Trzymaj się :) Ola
ReplyDeleteHej! Fajnie poczytać Twoje wpisy :) Mam dwa pytania odnośnie Palolem. My też tam się wybieramy po raz kolejny, jakoś w połowie stycznia. Po pierwsze, gdzie kupiłeś bilet za 35 rupii z Magdaon do Palolem? (ostatnio jechaliśmy taksówką za jakieś 600 rupii....) Po drugie, jaka jest najniższa cena domków nad morzem (700 rupii czy znajdzie się coś taniej? w zeszłym roku mieszkaliśmy w hotelu, bo te domki były w naprawie po ostatnim monsumie). Dzięki za odpowiedź i pozdrawiamy !!! :)
ReplyDeleteMlody - strasznie Ci zazdrosimy tego leniuchowania. Wez chociaz na jakies ryby idz i na kolacje zapoluj.
ReplyDeletePodobno rekin jest smaczny ;-)
This comment has been removed by the author.
ReplyDelete35 rs to po prostu lokalny autobus który zajmuje dwie godziny na dojazd, ale tanio. Natomiast teraz za domek placilem 700 RS, ale juz jest po sezonie wiec powinno sie udac po targowaniu za ok. 500 - 600 RS, zalezy jak dobrze targujecie.
ReplyDeleteNa ryby mlody niestety pojsc nie moge, bo sprzetu nie mam. A tutaj slyszalem ze rekin jest kiepski :P